sobota, 4 września 2010

Fragment powieści "Czekając na żywych"


ROZDZIAŁ  XII
                      Zielone kafle, metalowe stoły i przeraźliwy chłód. Natalia poczuła jak nogi zmieniają się w giętkie, wiotkie łozy, na których za moment nie będzie w stanie się utrzymać. Niewielkie krople potu zbierały się na przykrytym włosami czole. Zupełnie nieuzasadnione zjawisko, gdyby choć w przypływie emocji ogarnęła ją fala ciepła. Nic. Zimno, złowieszczo i ten zapach. Złudzenie. Już kiedyś była w tym pomieszczeniu. Identyczna niemal sceneria. Ta sama drażniąca nozdrza woń i pozbawione jakiegokolwiek wyrazu pomieszczenie. Deja vu. W żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć, kiedy i w jakim okolicznościach mogła się tu znaleźć. Przecież nigdy w życiu nie była w kostnicy. Za nic w świecie z własnej i nieprzymuszonej woli nie postawiłaby nogi w tak odrażającym miejscu, a jednak opanowało ją to uczucie. Niesamowite, mogłaby przysiąc, że zna tu każdy zakamarek. Zachwiała się, a usiłując nie runąć na środku lodowatej posadzki oparła się o jeden z metalowych stołów.
   - Wszystko w porządku? – zapytał towarzyszący jej policjant.
   - Nic nie jest w porządku.  Zróbmy to wreszcie, chcę stąd wyjść jak najszybciej – powiedziała, ocierając rękawem twarz. Nie wiadomo czy bardziej z powodu spływającego potu, czy też z uczucia mrowienia w jednym punkcie  na czubku głowy. – Duszno jakoś – dodała.
   - Za chwilkę, wytrzymasz? Zaraz przyjdzie patolog i będzie po wszystkim.
Z oddali docierał do niej głuchy dźwięk, przypominający pojedyncze uderzenia o ceramiczną posadzkę. Odgłos stawał się coraz wyraźniejszy Jedno, drugie i kolejne uderzenie rozbrzmiewało w długim korytarzu. Gdzieś na samym końcu przyciemnionego holu, dostrzegła lekko pochyloną postać. Zdecydowanym krokiem zbliżała się do pomieszczenia. Zielony uniform kazał jej przypuszczać, iż jest głównym użytkownikiem kostnicy. Lekarz nosił drewniaki. Każdy dobiegający do niej odgłos marszu brzmiał niczym echo odbijające się od lodowatych kafli, wywołując przerażenie.
Natalia wyprostowała się i nieznacznie potrząsnęła głową. Czuła wyraźnie. Każdy włos z osobna prostował się i stawał na baczność, a tuż przy samej skórze przebiegło stado mrówek.         Szklane drzwi, za którymi znajdował się ponury korytarz, otworzyły się i stanął w nich gospodarz prosektorium.
   - Witam – rzekł beznamiętnie i wyciągnął dłoń w geście powitania do towarzyszącego dziewczynie, policjanta. – Gotowi? – zapytał równie obojętnie.
Funkcjonariusz zerknął na dziewczynę, a ujrzawszy delikatne skinienie głową, przytaknął.
   - Po pierwsze, nim zobaczysz ciało, chciałbym zadać ci kilka pytań. W porządku? – Patolog zwrócił się do Natalii i wyciągnął formularz z szuflady zniszczonego biurka.
   - O ile będę potrafiła, odpowiem. Proszę pamiętać, nie jestem krewną Michała, tylko koleżanką.
   - Pamiętam, pamiętam – odpowiedział, wciąż szukając czegoś w szufladzie. – Nigdy nie wiem, gdzie mam długopis – rzucił bardziej do siebie niż do nich. – Okej, już mam. Zaczynajmy. Imię i nazwisko denata.
   - Michał Siwiński.
   - Data urodzenia?
   - Dokładnie nie wiem. Luty, siedemdziesiątego szóstego. Nie znam dnia.
   - Zamieszkały?
   - Maciejowice, czternaście.
   - Czy zmarły ma jakieś znaki szczególne?
   - Znamię nad lewym uchem i bliznę po operacji wyrostka.
   - Kolor oczu?
   - Brązowe.
   - Czy w ostatnim czasie denat odwiedzał dentystę?
   - Nie wiem.
   - Czy chorował na jakieś przewlekłe choroby?
   - Raczej nie.
   - Dobrze. – Mężczyzna w zielonym kitlu pokiwał głową. – Teraz pokażę ci spodnie, które miał na sobie, kiedy został odnaleziony, przyjrzyj się uważnie. – Lekarz podszedł do metalowej szafki i wyjął, owinięty w folię pakunek. Ostrożnie wyciągnął niebieskie, mocno zniszczone jeansy i chwytając w dłonie za przeciwległe szlufki, rozłożył je szybkim ruchem. – Czy rozpoznajesz tę część odzieży, jako należącą do denata?
Natalia podeszła bliżej. Starała się skupić całą uwagę na okazywanej rzeczy, lecz wciąż coś jej przeszkadzało. Błądziła wzrokiem po ścianach, posadzce, gdziekolwiek byle jak najmniej na przedmiocie, który nakazano jej oglądać.
   - Nie wiem, nie jestem pewna. Michał chodził w dżinsach, ale dziś wszyscy noszą takie. Nie wiem, to mogły być jego spodnie, równie dobrze mogły należeć do każdego. Są brudne – stwierdziła, chcąc chwycić w dłoń jedną z nogawek, jednak stojący obok policjant powstrzymał ją.
   - Nie dotykaj. Dobrze?
   - Przepraszam.
   - Michał nosił zawsze taki zegarek dziwny. Był koloru rdzy, pamiętam – uśmiechnęła się z nostalgią. – Śmiałam się z niego, że zegarek nawet mu się zastarzał. Miał ruchomą tarczę, a na niej wszystkie znaki zodiaku i te wskazówki. Nie były jak większość, on miał błyskawice.
   - Czy to ten zegarek? – Patolog podał dziewczynie fotografię, na której oznakowany czarnym numerem, widniał opisany przez nią przedmiot.
   - Tak, dokładnie taki – odpowiedziała i naraz wciągnęła głęboko powietrze, resztką sił opanowując atak płaczu.
   - Teraz pokażę ci inne zdjęcia. Zrobiono je na miejscu zdarzenia. Wystarczy, że na nie spojrzysz i powiesz nam czy człowiek z fotografii to Michał Siwicki. – Mężczyzna sięgnął kolejny raz do biurka. Na blacie rozłożył kilka zdjęć i wcisnął przycisk „rec” w stojącym z boku małym dyktafonie. – Fotografia numer jeden – powiedział wyraźnie. – Czy znasz tego mężczyznę?
Natalia spojrzała kątem oka. Raz i drugi zatrzymała wzrok na chwilkę, po czym szybko przenosiła go w inne miejsce. Nie umiała się skupić, przebiegała bardziej mimo chodem po rozkładanych na biurku zdjęciach, nie mogąc przyjrzeć im się bliżej. Panikowała. Otarła dłonią spoconą twarz i kolejny raz zerknęła na fotografie, by znów uciec wzrokiem jak najdalej od nich.
   - Czy rozpoznajesz tego człowieka? – Patolog wyprostował się i popatrzył na dziewczynę.
   - Nie wiem – odpowiedziała, wpatrując się w owalną lampę na suficie. – Nie. Nie wiem – powtórzyła. – Nie jestem pewna.
   - Ostatni raz. Spójrz na to ostatni raz, dobrze? – zapytał mężczyzna. – Nie spiesz się.
   - Nie wiem naprawdę – powiedziała i odwróciła się.
Lekarz zbliżył się do policjanta i szepnął coś do ucha. Funkcjonariusz popatrzył w kierunku Natalii i równie cicho odpowiedział lekarzowi.
   - Czy jesteś w stanie dokonać identyfikacji ciała? – zagadnął szef prosektorium.
Dziewczyna wciąż wpatrywała się w sufit. Pytanie lekarza dotarło do niej z lekkim opóźnieniem. Patrzyła. Wbiła zdziwiony wzrok w mężczyznę, jakby chciała powiedzieć: „Przecież po to mnie tu przywieźli”. Nie wypowiedziała żadnego słowa. Kiwnęła jedynie znacząco głową.
   - Chcesz chwilę odpocząć?- Patolog wskazał stojące przy biurku krzesło. – Może wody?
   - Nie. Chcę stąd wyjść jak najszybciej.
   - Może jednak się napijesz, nim obejrzymy ciało? – ponowił pytanie śledczy.
   - Chcę to mieć za sobą.
   - Pozwól za mną – zaproponował lekarz i ruszył w kierunku drugiego pomieszczenia, znajdującego się za grubą, gumową kotarą.
   - Chwileczkę – zawahała się. Podrzuciła głową nieznacznie jakby chciała coś z niej strząsnąć i znów momentalnie zalała się potem. Tym razem to wrażenie mrowienia przebiegło ją od stóp do głów, powodując nienaturalne ruchy kończyn. Wstrząsała rekami, dreptała w miejscu. – Czy strasznie wygląda? Nie jestem pewna, czy chcę go zobaczyć. Boję się – zaszlochała cichutko.
   - Nie musisz, w każdej chwili możemy stąd wyjść. I tak bardzo nam pomogłaś. – Policjant chwycił dziewczynę pod ramię.
   - Co się stanie, jeśli teraz wyjdę?
   - Nic. Przeprowadzimy identyfikację DNA. Nic takiego się nie stanie – odpowiedział.
   - Dobrze. Zrobię to. Zaczynajmy.

                 Chłodnia nie wyglądała tak jak się tego spodziewała. Masywne drzwi i zamiast ogromnych, wysuwanych szuflad półki na ludzkie zwłoki. Ciało Michała musiało zostać wcześniej przyszykowane, gdyż nie zajmowało miejsca na metalowym regale, a umieszczone zostało na stole, w środku pomieszczenia.
Lekarz  podał dziewczynie parę jednorazowych rękawiczek i zajął miejsce u wezgłowia. Chwycił zamek błyskawiczny czarnego worka, w którym kryły się zwłoki.
   - Możemy? – zapytał łagodnie.
Skinęła głową. Charakterystyczny dźwięk rozpinanego suwaka przyprawił ją o dreszcze. Natalia patrzyła na ukazujące jej się przez wąską szczelinę ciało Michała. Patolog rozsunął zamek do wysokości klatki piersiowej i rozchylił dwie części czarnego tworzywa, odsłaniając znaczną część zwłok.
Pochyliła się nad twarzą, szczerze zdziwiona własnym zachowaniem. Strach, który paraliżował ją jeszcze przed chwilą rozpłynął się bez śladu. Nie czuła lęku. Bardziej spodziewałaby się panicznej ucieczki niż chęci spojrzenia na leżącego przed nią chłopaka, z bliska.
Nienaturalnie sztywne włosy poczuła pod palcami, gdy z wielką troską przejechała po głowie zmarłego. Zmierzała w stronę lewego ucha. Odgarnęła włosy. Na skórze widoczna była podłużna, ciemnobrązowa plama z kilkoma wyrastającymi z niej brodawkami
   - Mówiłam, że tu będzie? – spojrzała smutno na towarzyszących jej mężczyzn, pokazując znamię. – Podobno jego matka wystraszyła się ognia i złapała ręką za głowę w tym miejscu. Babcia mi opowiadała.
Rozgarnięte włosy doprowadziła do porządku, zaczesując palcami i wciąż z taką samą troską gładziła po głowie.
Wyglądał inaczej niż za życia. Twarz wydawała się chudsza i jakby workowata, nie widać już było charakterystycznych bruzd biegnących od nozdrzy do kącików ust. Policzki zapadnięte, nos wyjątkowo długi. Nie potrafiłaby też określić jednoznacznie zabarwienia skóry. Żółty, przemieszany z sinym. Fioletowe podbiegnięcia pod oczami i paznokcie w identycznym odcieniu. Dotykając ciała odniosła wrażenie jakby usiłowała uścisnąć metal. Kamienne, zimne, niemające w sobie nic z miękkości. Twarde. Przesunęła dłonią po szyi i ramionach denata i poczuła sporej długości rysę. Odsłoniła miejsce odkrycia, rozsuwając brzegi czarnego worka.
   - Co to jest? – wskazała na kilkunastocentymetrowe nacięcie, biegnące od barku przez mięsień piersiowy do mostka. Gdzieś przed oczami błysnął pojedynczy obraz. Widziała coś ostrego, ale nie był to nóż. Stalowy podłużny, ostry przedmiot.
   - Rana cięta. Bardzo prawdopodobne, że powstała w wyniku upadku – powiedział zdziwiony nagłym zainteresowaniem dziewczyny, lekarz.
   - Wątpię – odpowiedziała. – Nie znam się na tym, ale w wyniku upadku nie zachodzi większe prawdopodobieństwo, że rana miałaby poszarpane krawędzie? – Ta wygląda na równiutkie cięcie.
Żaden z mężczyzn nie odpowiedział. Natalia wciąż przyglądała się zwłokom Michała. Znów tajemniczy film przesunął się przed oczami. Nic więcej tylko dłonie zaciśnięte na metalowych barierkach i uderzenia. Raz po jednej, raz po drugiej dłoni.
   - Widział pan jego ręce? – zwróciła się do śledczego, unosząc oburącz prawą dłoń zmarłego.- Niech pan spojrzy na kości. – Przejechała kciukiem po grzbiecie dłoni. – Są poobijane. Tak. Wyraźnie obite jakby się z kimś tłukł.
Policjant z większa uwagą przyglądał się badającej ciało dziewczynie, niż samemu obiektowi identyfikacji. Patolog przysunął dyktafon do ust i nagrywał własne spostrzeżenia.
   - To jest Michał! – krzyknęła nieoczekiwanie. – Mogę stąd wyjść? – Kręciła się w kółko. Machała rękami jak szalona i liczyła, chyba coś liczyła szeptem. Wyglądała jakby przed chwilą ktoś wylał jej na twarz szklankę wody. Strużki potu spływały po policzkach, a dziewczyna dygotała coraz mocniej.
Nie umieli zrozumieć zachowania dziewczyny. W jednej chwili spokojna, opanowana do granic możliwości, a za moment jakby trafił w nią piorun. Odskoczyła w popłochu od ciała i zaczęła dreptać w miejscu.
   - Jezu, zabierzcie mnie stąd!!! – Odwróciła się plecami i rękami zasłoniła twarz. -  Nie, nie płakała. Jęczała, syczała, krzyczała, ale nie płakała. – Duszę się!!!
     Prosektorium od zewnątrz wyglądało jak barak w kształcie litery L. Dłuższa ze ścian otoczona pasmem stosunkowo młodych brzóz. Lekki powiew wiatru ochłodził rozpalone ciało i zmysły dziewczyny. Świeże powietrze zaowocowało poprawą samopoczucia, ale też wywołało coś w rodzaju nagłego przyswojenia faktów. Natalia zdała sobie wreszcie sprawę z tego, w czym przed chwilą uczestniczyła.
   - Lepiej się czujesz? – zapytał stojący obok policjant.
   - Chyba – odpowiedziała, przecierając twarz dłońmi. – To już koniec?
   - Prawie. Musisz tylko podpisać protokół z identyfikacji i to wszystko.
   - Nie wrócę tam – powiedziała spokojnie.
   - Nie musisz, załatwimy to w biurze. – Wskazał ręką na jedyne skrzydło budynku.
   - Proszę powiedzieć, co tak naprawdę się stało.
   - Wychodzi na to, że wypadł z pociągu.
   - A te ślady na jego ciele?
   - Jak mówił biegły, mogły powstać na skutek upadku, a te krwawe podbiegnięcia odpowiadają plamom opadowym, pośmiertnym. Według ustaleń patologa, zgon nastąpił między dwudziestą czwartą a pierwszą w nocy. Przyczyną śmierci, bezpośrednią przyczyną było uszkodzenie pnia mózgu.
   - Jakoś mało wiarygodnie to brzmi. W jakim celu miałby wsiąść do pociągu? Gdzieś do dwudziestej drugiej był u nas, umówiliśmy się na następny dzień. Widział pan jego ojca? Czy on mógłby zostawić go samego w domu? Bez opieki na kilka dni?
   - Został znaleziony jak już mówiłem przy nasypie kolejowym, przez wracającego z nocnej zmiany w młynie, mężczyznę. Żył jeszcze. Zmarł po czterech godzinach od znalezienia, nie odzyskał przytomności ani na moment. Wiem, trudno to zrozumieć, nie łatwo wyjaśnić zachowanie i ustalić pobudki, jakimi ktoś się kieruje, jednak takie są fakty.
   - Koło nasypu kolejowego, mówi pan. Czyli na polu, po prostu?
   - No, w sumie tak.
   - To, jakim cudem ma tą ranę na piersiach i dlaczego posiniaczone dłonie? Dobrze, przyjmijmy, że wypadł z pociągu. Załóżmy, że stał oparty o drzwi, tak? Obiema rękami opierał się o poręcz, nogi zaś nieopatrznie postawił tuż przy drzwiach. Nagle nie wiadomo jak drzwi się otwierają i wypada. Jeśli stoi przodem, upada na twarz. Pociąg jedzie po skarpie, także mamy do czynienia z toczeniem z jakiejś tam wysokości. Wyobrażam sobie, że twarz miałby, co najmniej podrapaną. Na takich nasypach najczęściej rośnie wysoka, ostra trawa. Prawda? Dalej, spadając z pewnej wysokości zachodzi prawdopodobieństwo, że skręciłby kark prędzej niż doznałby akurat takiego urazu głowy? A rozważmy jakby to wyglądało, gdyby stał tyłem do drzwi, wtedy pewnie na skutek ciągu zostałby wessany pod skład, czyż nie? Przecież opierałby się wtedy bezpośrednio o drzwi i brak oporu przy wypadaniu według mnie bez problemu wciągnąłby go pod maszynę.
   - Nie koniecznie – sprostował.
   - Dobrze, nawet, jeśli wyrzuciłoby go tyłem, więcej ran i zadrapań miałby na plecach.
   - Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Twoim zdaniem to nie był wypadek?
   - Oczywiście, że nie. I nie rozumiem jak mogliście przyjąć, że było inaczej. Dla mnie wygląda to na celowe wypchnięcie z pociągu. Mogło tak być, że ktoś starał się go wyrzucić, Michał złapał za poręcz i próbował się zaprzeć, wtedy ten ktoś bił go czymś po zaciśniętych na barierkach dłoniach, stąd zasinione kostki. Ta rana, wygląda jakby został draśnięty czymś ostrym, może nawet uraz głowy pochodzi od uderzenia, ale jeszcze w pociągu.
   - O nie, uraz głowy najpewniej powstał na skutek uderzenia o coś tępego. Biegły uznał, że w grę wchodzi polny kamień.
   - Dobrze, to uderzenie w głowę. Ale to nie jedyne obrażenie, jakie ma. A poza tym, dlaczego był tylko w spodniach? Gdzie miał koszulkę? Buty? Niech mi pan nie mówi, że nie zastanawialiście się nad tym? – spojrzała na mężczyznę z nadzieją, że coś w nim drgnie.
   - Tak, myśleliśmy o tym. Kradną, wiesz? Masz pojęcie jak kradną?
   - Kto? Przecież na Boga nie znaleziono go gdzieś na obrzeżach miasta, tylko w szczerym polu. Kto niby miał go tam okraść? No kto? – zapytała niedowierzając.
Dziewczyna przyglądała się policjantowi z coraz większym rozdrażnieniem. Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo zakończyli w zasadzie niepodjęte dochodzenie.
Śledczy wskazał ręką drzwi, do których już kilkanaście minut temu się zbliżyli. Obdarzyła go lekceważącym spojrzeniem.
   - Poszliście na łatwiznę – stwierdziła i ruszyła pierwsza, w kierunku biura.
Lekarz czekał na nich. Przed nim na biurku leżały spięte zapisane formularze, które na widok wchodzącej dziewczyny zaczął opieczętowywać, a następnie umieszczał na każdej z nich krótką adnotację i składał podpis. Po zakończeniu, każdą z nich obejrzał dokładnie i dopiero wówczas podsunął w kierunku dziewczyny, równocześnie podając długopis.
   - Na każdej ze stron, w dole kartki złóż czytelny podpis – poinstruował.
Zrobiła dokładnie to, co jej nakazano i zaopatrzona w jeden z egzemplarzy, opuściła biuro. Policjant zapytał jeszcze o szczegóły związane z pochówkiem, jednak dziewczyna nie miała najmniejszego pojęcia, co dalej.
Całą drogę rozmyślała o zdarzeniu. Tak bardzo chciała zapomnieć, choć na krótką chwilę. Zamknąć oczy i  nie zobaczyć jego twarzy. Nie dostrzec tego nienaturalnie wydłużonego, bezbarwnego i nieruchomego oblicza.
Zbliżali się do Maciejowic, policjant kilkakrotnie usiłował nawiązać rozmowę. Natalia nie potrafiła dyskutować. Na każde zadawane pytanie odpowiadała grzecznościowo, lecz nie rozwijała myśli.

piątek, 20 sierpnia 2010

Czekając na żywych

Wkrótce, mam nadzieję, o ile nic mi nie przeszkodzi, ukończę swoją drugą powieść.
"Czekając na żywych", to zupełnie odmienny gatunek. Thriller opowiada historię młodej dziewczyny uwikłanej w tajemnicze przesłanie zza światów. Ponura, pełna niewyjaśnionych zdarzeń kanwa przeniesie nas do czasów II wojny i obozów zagłady, aby pozwolić  na zrozumienie enigmatycznego zapisku, znalezionego przez bohaterkę.

Już wkrótce fragment nowej powieści.

fragment mojej opowieści

http://www.fraszka.edu.pl/img/Nie%20kazdy%20jest%20Rain%20Manem.pdf

czwartek, 19 sierpnia 2010

Witam serdecznie

Mam nadzieję gościć tu wszystkich, którym przyszło zmagać się z chorobą dziecka. Ten blog powstał z myślą o rodzinach dzieci autystycznych, choć nie tylko. Zaburzenia zachowania leżą w kręgu zainteresowań moich i mam nadzieję także tych, co będą ze mną współtworzyć bloga.
Moje osobiste doświadczenia  z autyzmem zaowocowały książką pod tytułem "Nie każdy jest Rain Manem", uprzedzam jednak nie zawarłam w niej naukowych teorii na temat samego zaburzenia.
Opowieść obnaża prawdę o życiu tych dzieci i ich rodzin na prowincji. Pokazuje codzienność, zmęczenie, zniecierpliwienie często "szajby" członków rodziny.
Tak, jest to zupełnie inny obraz jednostki społecznej obciążonej przypadłością jednego z jej członków. Zapraszam serdecznie do dyskusji